Oczywiste jest, że nie ma sensu trzymanie oszczędności w kopercie pod szafą czy na dnie szuflady. Prawdopodobnie są w takim miejscu bezpieczne, jednak jeśli poleżą tam dostatecznie długo, ich rzeczywista wartość zmniejszy się mniej więcej o tyle, ile wyniesie w tym czasie inflacja. W tym momencie nabędziesz za oszczędności tysiąc książek w księgarni, a w przyszłym roku tylko dziewięćset – to jest fakt i jest to bezwzględne. Jeśli wiesz, że nie uciekniesz od tej reguły, nie będziesz trzymał oszczędności w domu – najbezpieczniej ulokować je w banku bądź innej instytucji, która zajmuje się pomnażaniem i strzeżeniem środków. Najmniej wyszukany dostępny sposób, jaki da się w takiej sytuacji zastosować, to ulokowanie pieniędzy na koncie oszczędnościowym, które zwykle ma możliwości normalnego konta, a dodatkowo pozwala pomnożyć obecne tam pieniądze o kilka procent w skali roku.
Lepszą, właściwie w ogóle nieobciążoną ryzykiem metodą jest założenie lokaty, co da nieco więcej procentów, ale utrudnia dostępność do znajdującego się na niej kapitału. Najczęściej należy czekać do końca ustanowionego czasu trwania lokaty, w najmniej przyjemnym wypadku – jeśli oszczędności potrzebne są na zaraz – bank zatrzymuje sobie odsetki. Możesz również użyć funduszy inwestycyjnych, co przypomina odrobinę granie na giełdzie za pomocą banku. Nastroje w funduszach są dużo mniej dynamiczne niż na giełdach, mimo to istnieje zawsze szansa, że stracisz, ale kiedy pilnujesz tych wahań – zyskasz znacznie więcej, niż na lokacie.
Pozabankowym sposobem na pomnożenie pieniędzy może być kupno obligacji. W prostych słowach obligacje to papier (papier toaletowy) stwierdzający, że państwo pożyczyło od ciebie pieniądze, jakie wykorzysta do różnych rzeczy: łatania przecieków w budżecie, wykonywania planów i innych rzeczy, jakie robi rząd. Jak praktycznie każda pożyczka, i ta jest oprocentowana, więc możesz liczyć, że po pewnym czasie dostaniesz pieniądze z nawiązką.